Tak właśnie myślałem, że w końcu nadejdzie czas i ochota by wrócić do tej płyty. Wybierając za pierwszym razem numer Norwegia byłem przekonany, jak zresztą dałem temu wyraz, że płyta to nierówna. Minęło kolejnych kilka lat, wróciłem sobie do Produktu i muszę stwierdzić coś odwrotnego. Bardzo równa to płyta. Dzisiaj częściej do niej wracam niż wtedy kiedy ją wydano. Możliwe też, że moje drzwi percepcji są dzisiaj znacznie szersze i więcej dźwięków się nimi przedostaje. Tak czy inaczej, dzisiaj płyta "Produkt" zyskała w moich uszach i chociaż ciężko wybrać mi utwór, który by przebijał jakością "Norwegię", która jest najlepszym, nadal tak uważam fragmentem tego krążka to ogrom tej muzyki depcze jej po piętach.
Zatem Norwegia tak, rockowa "Perełka" jak najbardziej, odjechany tekstowo "Kosmodres" też. Psychodeliczne "Amorte" z klawiszami miodzio, a do rangi mojego nowego faworyta na solowym debiucie Olafa urosła kompozycja, która nie wiem czy miała być trochę zartem, czy numerem na poważnie, tak czy inaczej mnie to ruszyło ostatnio strasznie. Taki flow dostaję słuchając głośno tego "eksperymentu", że usiedzieć jest mi spokojnie na miejscu ciężko. Mowa tu o "Mario, Garwol I Ja" Chyba chłopaki śpiewają o sobie. Bardzo smaczne choć surowe. A poniżej wygrzebany z niebytu, bo nawet nie wiedziałem, że taki klip istnieje. Blogowa premiera zatem:
ALe to nie koniec smakowitości na tym krążku przecież. "Morska Mila" w klimacie i w znakomitym wykonaniu. Olaf psychodeliczny. Takie odloty to ja rozumiem:
wytłuściłem znaczy się powiększyłem ostatni akapit tej recenzji, bo to dokładnie to co myślę
No tak już to bywa, że niektóre płyty z czasem zyskują, a niektóre tracą. Po pierwszym zachwycie przychodzi znudzenie i brak chęci do słuchania, a inne stoją miesiącami na półce i często litość decyduje, że po nią sięgnę i wtedy przychodzi to olśnienie i pytanie wewnętrznie zadawane samemu sobie w stylu: Człowieku co ty chciałeś od tej muzy, dlaczego jej nie słuchałeś przecie to w pień dobre granie. "Psychodeliczny z lekka jest też numer "Pusty" i opisywany już kiedyś rewelacyjny Neptun. No nie żebym był znawcą ale w takich numerach jak te kilka opisanych przeze mnie wyżej słychać rękę Garwola, który grał w Kościach i teraz solowo nie daje za wygraną. Tak się tu na marginesie przyznać muszę, że właśnie dzięki Kościom, których słuchałem sobie w ostatni piątkowy wieczór, mój umysł ciągle drgał i skierowałem swe duchowe potrzeby w stronę półki z płytą Olafa z Berlina.
No przecież jeszcze numery takie jak "Siedzę Siedzę" i tytułowy produkt dodają kolorytu temu wydawnictwu, nie tylko za sprawą muzyki ale i też dzięki tekstom, już zapewne wielokotnie się uzewnętrzniałem, że taki humor w tekstach i bystrość w spojrzeniu na świat, społeczeństwo i popkulturę są mi ideowo bardzo bliskie.
Muszę następnym razem jakąś słabą płytę wziąźć na warsztat, bo ciągle tylko ohy i ahy i repertura komplementów mi się wyczerpuje. Pora więc zniszczyć słowami jakąś płytę. Tyle że nie kupuję raczej rzecz któr emi się nie podobają. Wybiorę się chyba zatem na jakieś zakupy i może w wyprzedażach jakiś straszny twór się znajdzie. A kończąc wątek Olafa muszę stwierdzić, że jestem zadowolony z suplementu bardziej niż z pierwszego posta. A nie można było tak od razu?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz