środa, 18 stycznia 2012

Riverside- The Same River


wstęp I

Słuchałem sobie pewnej niedzielnej nocy i nagrywałem jeszcze wtedy na kasety magnetofonowe "Minimax" Piotra Kaczkowskiego i wśród mnóstwa muzyki prezentowanej wtedy zapowiedział jeden z utworów jak zwykle tajemniczo i w swoim stylu "...teraz proszę Państwa zespół na R. i nic więcej nie powiem". Tak mniej więcej brzmiała ta zapowiedź. Nagrałem i słuchałem w skupieniu- to było to! Po to zawsze słucham różnych audycji i poszukuję muzyki by się tak poczuć. To olśnienie i uderenie dźwiękiem między oczy.

Nagrywanie różnych audycji służyło mi jako brudnopis, często zasypiałem i dopiero na następny dzień odsłuchiwałem to co zmieściło się na kasecie. Jeśli było coś wartego uwagi szukałem, znajdowałem. Gorzej jeśli tylko nagrał się utwór bez komentarza, to był dramat. Mam jeszcze kilka takich nieznanych utworów, których odkrycie byłoby dla mnie spełnionym marzeniem.

Kaseta z jednym z  Minimaxów.

I tak zostałem na dłuższy czas tylko z nagranym tym utworem. Następnych kilku audycji nie słuchałem, a tam pewnie padła nazwa zespołu. Wtedy już bym wiedział. Piotr Kaczkowski powiedział jeszcze coś w stylu, że bedzie jeszcze o nich głośno czy coś takiego.






wstęp II

Trochę byłem i chyba nadal trochę jestem uprzedzony i zamknięty na nowości w muzyce. Stary po prostu jestem i lubię te piosenki, które już kiedyś słyszałem jak głosi nieśmiertelny cytat z filmu równie zresztą nieśmiertelnego. Teraz już mniej, ale jeszcze kilka lat temu strasznie nieufnie podchodziłem do nowych polskich zespołów i ich twórczości. Z góry wiedziałem, jak i co grają. Ten przydługi wstęp był mi potrzebny, gdyż taką właśnie sytuację zaliczyłem w  kontakcie z zespołem Riverside.

Pierwszy kontakt

Mój friend Z. przynosił mi muzykę której ja nie słyszałem, a ja jemu prezentowałem pozycje z moich półek, których on nie znał. Z racji tej, iż różniła nas dosyć duża różnica wieku, stąd nasze światy muzyczne były często od siebie znacznie oddalone. Zaowocowało to tym, że bardzo dużo ciekawych rzeczy dzięki niemu poznałem i mam nadzieję, że również i on coś tam dla siebie coś ciekawego znalazł.

Do rzeczy bo się dzisiaj niebezpiecznie długo rozpisuję. Friend ów, swego czasu bardzo zafascynowany był i chyba jest nadal zespołem Dream Theater, którego ja z powodu obecności "piszczącego" wokalu mimo najszczerszych chęci polubić nie mogę. Pewnego dnia, więc zjawił się u mnie jak zawsze z kolejną dawką nowej muzyki do odkrycia (było to kilka lat temu), po tradycyjnych przyjaznych gestach i wymianie spostrzeżeń z mijającego tygodnia oraz omówieniu co się komu dobrego lub złego przytrafiło, przeszliśmy do sedna naszego spotkania. 

Nie chciał mi zdradzić co mi włączy, nie wiedziałem więc, że to Polacy, że to pierwsza płyta Riverside- „Out Of Myself”. Włączył, a ja bez jakichkolwiek uprzedzeń oddałem się słuchaniu muzyki.

Ciekawe jak dzisiaj wyglądałaby ta recenzja. Również trzygwiazdkowa?



"The Same River" nie jest najlepszym utworem tej płyty. Tutaj wszystkie numery mają u mnie Ex aequo pierwsze miejsce. Nie wiem czy potrafię wskazać jakiś jeden wybrany. Słucham tej płyty w całości.


Jedne z lepszych koncertów na jakich byłem. Zawsze zastanawiałem się nad tym czy zostawiać sobie bilety z koncertów czy nie. Teraz już wiem, że warto, bo nigdy nie wiadomo, co się kiedy może przydać i do czego.



Nie odkryję Ameryki stwierdzeniem, że po prostu odpadłem słuchając tej płyty. Taki „odpadnięty” zostałem do dzisiaj. „Out Of Myself” praktycznie zawładnął mną całkowicie. Uzależniłem się totalnie od tej płyty. Nie jestem zresztą jedynym, który uległ magii tej muzyki, która reprezentuje poziom absolutnie światowy.


Wpuścili mnie na salę bo przestrzegałem powyższych wytycznych.

Za co kocham ta płytę?

1. idealna długość trwania
2. uwielbiam takie męskie wokale (śpiewa pięknie a i ryknąć potrafi)
3. uwielbiam smutek i nostalgię w rocku
4. uwielbiam gdy ten smutek i nostalgia jest przełamana agresywnymi momentami
5. świetne zapadające w pamięć solówki gitarowe
6. świetnie brzmi ta płyta
7. mnóstwo ostrych gitar
8. róznorodność kompozycji- czadowe, nastrojowe, od wyboru do koloru
9. spójność- kocept album
10. uwielbiam takie złożone konstrukcje



PS

dzięki Z. za Riverside. Pewnie bym do nich dotarł, ale o wiele później.

3 komentarze:

  1. Riverside to świetny zespół. Moja przyjaciółka mnie z nimi zapoznała ;3 Sylvan to samo. Choć w ogóle na tego typu muzykę muszę mieć po prostu nastrój.

    OdpowiedzUsuń
  2. nic dodać, nic ująć... Uwielbiam ich brzmienie... Byłam nawet na kilku koncertach, między innymi w 2004 na Dziedzińcu Zamkowym...

    OdpowiedzUsuń
  3. Proszę. Cieszę się, że tak bardzo ci się podobała. Ja znowu nie pamiętam, jak pokazałeś mi, gdy byłem młodym szczylem, taki przefajny zespół - Budgie. Dzięki i pozdrawiam ! Aaa, no i gratulacje z powodu zakwalifikowania się do następnego etapu w Blogu Roku ! ! ! Pozdro ! - Zaqi

    OdpowiedzUsuń