Pojechana okładka, pojechany tytuł płyty to i muzyka do normalnych ma raczej daleko. Musiałem sobie wrócić do Tymona i jego prastarych bandów, bo zabieram się za jego autobiografię i chciałem sobie trochę narobić większego apetytu na książkę. Z tego co pamiętam z przeszłości to kompletnie nie kumałem tej płyty. Robię zatem kolejny na sobie eksperyment i na bieżąco będę komentował to co usłyszę z głośników. Sam jestem bardoz ciekawy i tej płyty i swojej reakcji na nią. Zatem odpalamy okładkowy odkurzacz i wsysamy tymonowe dźwięki. Ciekawe czy dojrzałem już to tego odlotu czy jeszcze nie. Nie pamietam ani sekundy z tej muzyki. Ale fajnie!
No to się zaczęło. "America" no nawet zwykłe rockowe granie o co mi chodziło kiedyś. Po refreniku lekki odlocik ale taki z klasą. Nie no super! Mocne gitarowe odjechane granie, w sumie czego można się było spodziewać po Tymańskim. Trochę się bałem chyba, że usłyszę więcej elektroniki spod znaku polovirusa z kropkami między każda literą. Aż tak kompletnie nic nie pamiętam. Nie do wiary. Może ja wcale tej muzyki nie słyszałem kiedyś, i dlatego ją od razu skreśliłem. Ależ chaotycznie piszę dzisiaj.
"Smażalnia w Jelitkowie" No tak, jaki tytuł tak grają. Pani na wokalu, dęciaki typowe tymańskie. "Germans In Heaven" tylko dodaje uroku tej płycie. Tak to były dwa fragmenty mało muzyczne a więcej performistyczne. Tymon nie daje wytchneinia, kolejny odlot otrzymuję za sprawą numeru, gdzie słyszę najprawdziwsze kury chodzące po błotnistym podwórku, na którym pazurami rozgrzebują zieię w poszukiwaniu ziarna? Tylko dlaczego utwór nosi tytuł:
W połowie utworu co prawda kury sobie poszły i panowie wraz z panią zaczęli grać całkiem do rzeczy. Tekst za to wielce egzystencjalny. Takie lubię.
No jestem lekko skonfuzjowany i muszę przyznać iż głowa zaczyna mnie lekko boleć. No nie jest to muzyka na dzień powszedni, ani przy niej obiadu nie ugotujesz, ani mieszkania nie posprzątasz. Kumplowi też jej nie włączysz pijąc z nim piwo, bo pomyśli, że zacząłeś coś brać. Umiłowani w kosmicznych dźwiękach, to płyta dla was.
No i takie to są te Kury. Nieobliczalne i nieprzewidywalne. Znów zadaję sobie pytanie, co to za czasy były, że wydawca tego odjechanego ciągu dźwięków dopatrzył się jakiegoś potencjału nabywczego i wydał tą płytę. Dzisiaj raczej takie dźwięki musiałyby pozostać w garażach, albo byłyby wydane własnym sumptem przez artystów w ilości trzystu egzemplarzy limitowanych zresztą. A tu w latach dziewięćdziesiątych proszę, płyta, promocja w prasie! Dobre czasy dla rocka to były. Nawet jeśli był to rock tak kosmiczny jak na tym krążku. Nie podejmuję się oceny tej płyty bo okazuje się że za mało ją znam i mam wrażenie po dziejszym jej przesłuchaniu jakbym to zrobił pierwszy raz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz