poniedziałek, 27 stycznia 2014

Lao Che- Soundtrack

 

No i co ja mam z nimi zrobić. Z jednej strony ogromny szacunek za jedną  płytę i za kilkanaście znakomitych kompozycji. Z drugiej uważam osobiście, że płyty jako całość są od pewnego czasu zbyt dla mnie rozmyte. Dzieje się tak z płyty na płytę począwszy od znakomitej płyty "Gospel", które swego czasu były najczęściej słuchaną przeze mnie płytą. Potem było i jest różnie. Słucham tego "Soundtracku" sam już nie wiem który raz i przełamać się nie mogę. Kilka numerów dobrych jeden genialny, reszta średnia tak mógłbym upraszczając określić tą płytę. Myślałem, że dając dłuższy czas tym kompozycjom w końcu coś zażre i będę mógł napisać o ostatnim wydawnictwie Lao Che w samych superlatywach. No niestety.
 
 
Jednego nie można im odmówić. Poszukiwań. Zespół nie boi się eksplorować i penetrować różnorakich obszarów muzycznych. Wyszukują dźwięki wszelakie i nie boją się ich użyć. Tylko, że do mnie one nie trafiają ostatnimi laty. Mało tu takiego rocka jakiego mi potrzeba. Jeśli tu wogóle jest rock to w śladowych ilościach. Lao Che zespołem alternatywnym jest. Nie będę rozkładał na kawałki tej płyty, bo ci co Lao Che lubią to ją znają, a tacy niedowiarkowie jak ja, nadal będą czekać na powiedzmy "Gospel II" i pewnie się nie doczekają.
 
 
Jedynym niezmiennym składnikiem Lao Che są poetyckie teksty. W tym aspekcie zespół nic a nic się nie zmienił.  Spięty nadal podsuwa niebanalne teksty, ze swoimi łatwo rozpoznawalnymi skłonnościami do genialnych porównań. Za to doceniam tą płytę. Absolutnym numerem jeden jeśli chodzi o płytę "Soundtrack" jest numer:

 
Takich utworów mi brakuje na tej płycie. Jeden z najlepszych utworów zespołu i jeden z najciekawszych singli jakie słyszałem w ostatnich latach. Numerem dwa jest transowy "4 Piosenki". Ależ buja ten numer, jak kiedyś... Dwa genialne numery jak na całą płytę to troche mało. Może zrobiłem się zbyt wybredny ostatnimi laty, ale nie zamierzam sie podniecać na siłę płytą tylko dlatego, że nagrał go zespół, który ma w swojej dyskografii tak wybitne dzieło jakim jest "Gospel"

 
Pierwszy singiel z płyty czyli "Zombi" kopletnie przeszedł mi koło ucha i uznałem go za utwór nagrany w niezrozumiałej dla mnie poetyce i konwencji, przez co skutecznie na kilka miesięcy odrzucił mnie skutecznie od "Soundtracku". Nie zamierzałem go nawet poznawać. Dopiero radiowe odtworzenie "Dymu" otworzyło mi częściowo uszy na to wydawnictwo. Suma sumarum jest nieźle, ale mogłoby być znacznie lepiej. Ależ ten czas leci, wydaje mi się, że dopiero była premiera tej płyty, a tu już wydali niedawno koncert...

1 komentarz: