sobota, 8 marca 2014

Panzer X- Steel Fist

 

No tak, mega uwiąd starczy. W tym gatunku już powiedziano wszystko i nic nowego nie da się wymyślić. Po raz kolejny dałem się uwieść magii nazwisk. Peter z Vadera, Kupczyk z orderem. Nic to nie dało. Moje uszy wyeksploatowały się na thrash rock metal. Każdy utwór to galopada bez sensu opatrzona wysokim wokalem Kupczyka. Nie moja to stylistyka. Co gorsze nie można nawet na niczym ucha zawiesić. Żadnego dobrego, zapadającego w ucho riffu. Nic, ani refrenu przełomowego.
 
 
Od początku do końca jazda na tych samych obrotach niczym mój Opel w dieslu perkusja klekocze jednostajnie. Gitary brzęczą jak uparta mucha latająca obok mojego posiłku. Płyta jedynie dla fanatyków gatunku bądź dla tych dla których Grzegorz Kupczyk i Piotr Wiwczarek są idolami.
 
 
Spodziewałem się naprawdę przyzwoitego łojenia z klasą, a ta płyta brzmi jak tysiące innych średnich zespołów, które w tym gatunku próbują zaistnieć. Boję się to napisać, ale wydaje mi się iż słyszałem o wiele lepsze płyty metalowe nagrane przez amatorów z domu kultury albo przez zespoły grające w swoich piwnicach i garażach. Po takich nazwiskach oczekiwałem metalowej rzeźni jakichś doznań. A jedyne co mi przyszło do głowy po odsłuchaniu tej płytki to fakt, że lepiej niech te wielkie nazwiska skupią się na swoich macierzystych projektach, bo takie rozdrabnianie się nie sprzyja budowaniu i utrwalaniu ich legendy. Nawet ostatni na płycie cover „Paint It Black” wydaje się spartolony.  A tak długo czekałem na ta płytę. Takie apetyty były rozbudzone. Nazwa potężna, jak przywalą, jak ruszą pancernym zagonem.
 
 
Cóż Panzer X raczej nie wypalił. Zabrakło tej pancernej dywizji może paliwa, może amunicji i mimo sprawnych i wybitnych żołnierzy niewiele zwojował ten oddział. Ze skulonym ogonem niech uciekają za linię frontu, bo „Rudy 102” z Szarikiem ich pogoni tak jak to zrobili już raz pod Studziankami.
 
 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz