niedziela, 27 marca 2011

Wilki- Z ulicy Kamiennej



Z Wilkami to jest ciężka raczej sprawa. Z jednej strony Baśki, Moje Bejbi i inne tzw. przeboje dla nazwijmy to nastolatków a z drugiej strony ich pierwsza płyta, która  była i jest bardzo dobra. Gdy rozpętało się szaleństwo na wilkomanię musiałem przestać ich słuchać, bo był to obciach dla prawdziwego rockmana przyznawać się, że lubi się Wilki. I faktycznie nawet kasetę wyrzuciłem i nie mam jej do dzisiaj niestety. Programowo nie słuchałem i nie interesowały mnie nowe ich wydawnictwa. Dzisiaj mam tylko płytę Wilki- Wilki w formacie cyfrowym i oprócz tego kilka solowych płyt Gawlińskiego. Do jego solowej twórczości jeszcze wrócę.
Pierwsza płyta Wilków ma w sobie to coś. Ma klimat. Płyta praktycznie bez słabych momentów za to z wieloma wybitnymi fragmentami. Na pewno należy do kanonu polskiego rocka.



O tej płycie chyba napisano już wszystko. A, że nagrana z muzykami sesyjnymi (wybitnymi zresztą) , a że sprzedało się jej milion egzemplarzy. Na pewno początek lat dziewięćdziesiątych należał do Wilków.

No i teksty Gawlińskiego w co drugim utworze coś płonie, lub nakazuje rozpalać ogień, taki trochę tani mistycyzm i nie do końca przekaz jest jasny ale może i dobrze każdy sobie dopowie to co chce usłyszeć. Może jak miałem szesnaście lat to inaczej na ich teksty patrzyłem a inaczej teraz je odbieram. W Operze i solowym Gawlińskim teksty też takie na wyższym poziomie abstrakcji. Tacy tekściarze też muszą być.


W moim przypadku dopiero kilka lat temu postanowiłem wrócić do ich pierwszej płyty i sprawdzić czy jej magia nadal działa. Sprawdziłem. Działa. Odkryłem na nowo wszystkie utwory na tej płycie. Podoba mi się nawet bardziej niż wtedy. Jakież silne moga być uprzedzenia. Nawet dzisiaj jak rozmawiam ze znajomymi o muzyce, to jak temat schodzi  właśnie na Wilki muszę zaznaczać, że słucham tylko pierwszej płyty no i ewentualnie "Przedmieścia" w wiekszych fragmentach.


Dzisiejsze Wilki to już zespół nie dla mnie. I niech tak zostanie.  

Utwór " Z ulicy Kamiennej" wybrałem chyba głównie z uwagi na udział wokalny w chórkach Pani Anji Orthodox z Closterkeller. Dopiero po latach zakumałem, że ona tam wokaluje sobie w tle. Bardzo miłe dla ucha doznanie. Poza tym bardzo dobry to utwór.


Że też nie mam tej kasety. Pewnie ostentacyjnie ją zdematerializowałem nagrywając na nią jakąś audycję radiową. Była to też chyba jedna z ostatnich płyt analogowych jaka wyszła w Polsce, nazwijmy to przed śmiercią winylu (tymaczasową)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz