niedziela, 12 czerwca 2011

Kobranocka- To moja wina


Pierwsza płyta Kobranocki to jedna z pierwszych polskich produkcji jakie poznałem w swym rockowym życiu. Dla piętnastolatka abstrakcyjne teksty i przebojowe i melodyjne utwory były jak objawienie w smutnym i bezbarwnym do tego momentu życiu. W radio oczywiście słyszałem tuzów naszej sceny rockowej jak Maanamy, Republiki, Budki Suflera, Lady Panki itp. Ale twórczość „młodzieży” była mi obca.


Nie wiem nawet jak poznałem tą skarpetkę kulawego, ale kojarzy mi się, iż promował mi to mój frjend R, który z racji tego że mieszkał na osiedlu miał większe grono znajomych i oni mu promowali różne nowe dźwięki w przeciwieństwie do mnie, który mieszkałem na końcu miasta i mój sąsiad i kumpel C. nie miał potrzeby odkrywania i poszukiwania muzyki, bo własciwie to ja odkrywałem i szukałem, chociaż razem wiele słuchaliśmy głównie "Trójki" i "Rozgłośni Harcerskiej" w programie czwartym polskiego radia. Chociaż bardziej podobały nam się nazwy polskich zespołów, aniżeli muzyka jaką grali.


Oczywiście pierwszym megahitem w jakim się zakochałem był kawałek „I nikomu nie wolno” Pamiętam że kasetę oryginalną z Poltonu dostałem od często wspominanej tutaj B. (ona miała starszego brata, który wprowadzał ją w arkana muzyki rockowej). Nie mam tej kasety, a szkoda bo miała inną okładkę niż obie wersje analogów:

Okładka kasety, tak to ta:












i pierwsza wersja winylowa wydana przez inne wydawnictwo, pewnie to teraz jest rarytas:














czy jest tu jakiś słaby numer?

rewelacyjnie wpasowany saksofon w tą płytę, to taka polska specjalność chyba w muzyce rockowej lat osiemdziesiątych. Rockowe brzmienia plus dęciaki to jest czad. 
Prześmieszne  teksty utworów, których do dzisiaj nie rozumiem. Podobnie z tytułem płyty. W związku z tekstami z tej płyty przypomniała mi się znana maksyma: „im sztuka mniej zrozumiała tym lepsza”





Po prostu kocham tą płytę. Słabych numerów brak, wszystkie są dla mnie kultowe i dlatego dosyć długo zabierałem się za post o zespole Kobranocka, bo nie wiedziałem jak ugryźć tak ważny dla mnie zespół, jaki utwór będzie reprezentatywny dla całości.









Na szczęście moja miłość do Kobranocki nie jest ślepa. Mam świadomość, że chłopaki nagrali trzy bardzo dobre płyty ("Sztuka jest skarpetką kulawego", "Kwiaty na żywopłocie", "Ku nieboskłonom”), a potem niestety zaczęli drastycznie obniżać swoje loty. Każda następna nowa ich płyta przynosiła mi zawód. Liczyłem zawsze, że może teraz nagrają coś na miarę tych kultowych dla mnie i chyba nie tylko dla mnie płyt. Ale niestety nic takiego się nie stało i pewnie już nie stanie.

2 komentarze:

  1. Miałem kiedyś bootleg Kobranocki z 1986 (?) na kasecie, większość numerów weszła potem na "Skarpetę". To był koncert chyba w Toruniu, ale głowy nie dam. Fajna rzecz - utraciłem i szukam do dziś :)

    OdpowiedzUsuń
  2. rewelacyjnie wpasowany saksofon w tą płytę, to taka polska specjalność chyba w muzyce rockowej lat osiemdziesiątych. Rockowe brzmienia plus dęciaki to jest czad.

    Z dużo to tych dęciaków tutaj nie ma, głównie saksofon, czasem klarnet.
    Oczywiście nie jest to żadna to polska specjalność.
    Dużo wcześniej, o wiele lepiej, z prawdziwą sekcją dętą, żeby za bardzo nie odbiegać w czasie, grały takie zespoły jak np The Specials, Madness.
    Świetna płyta.

    OdpowiedzUsuń