środa, 15 czerwca 2011

T. Love- Mover


Wszystko co wydali po tej płycie już mnie kompletnie nie interesuje. Niestety. Muniek sam to nazwał w jednym z wywiadów, że lata osiemdziesiąte to był rock’n’roll, a od lat dziewięćdziesiątych to jest biznes. I to słychać a nawet widać. Widać bo takich pajaców jakich zrobili z siebie T. Love w czasie nagrania i wydania mega syfu jakim był utwór „Chłopaki nie płaczą” i całej tej płyty to nie widziałem dawno.

Tilaw- okres kiczu (zdjęcia z Tylko Rocka)












O współczesnym T. Love więc nie będzie tu na pewno, bo to jedna liga ze słabym polskim pop rockiem. Po prostu disco polo polskiego rocka. Wracam więc do czasów kiedy jeszcze byli rockowym zespołem. Wstyd mi za nich. Bo sporo ich kawałków mi się bardzo podoba, czy to jeszcze jako T.Love Alternative, czy chociażby ta dzisiejsza opisywana tutaj płyta- „Pocisk miłości”, co prawda pochodzi ona z 1991 roku, ale bardzo dobra to płyta, co prawda śmierdzi Stonesami na kilometr, ale czy to zły wzorzec?

Dla mnie najsłabszym momentem tej płyty jest największy przebój zespołu „Warszawa”. Nie wiem czemu tak mam po prostu nie podobał mi się ten numer od samego początku, choć klip do niego jest bardzo dobry.

Poza tym utworem łykam "Pocisk.." w całości. Płyta zaśpiewana w połowie po angielsku, a w połowie po polsku, chyba żadnej innej płyty tak nie nagrali. Zygmunt siedział w Anglii i pracował tam i chyba dlatego po angielsku śpiewa tutaj. Ogólnie bardzo przyjemne granie, miałem oryginalną kasetę i słuchałem jej na okrągło. Dla szesnastolatka to idealna była płyta. Czułem się rockandrollowy na maksa. Czułem, że śpiewają dla mnie i o mnie. Słychać luz i radochę z grania. Smaczne gitarki Janka Benedka, co utwór to rewelacyjna linia wokalu czy to zwrotka czy refren.


O T. Love jeszcze napiszę kilka razy tutaj w kontekście ich wcześniejszej twórczości. Powinienem może zacząć od ich hitów z lat osiemdziesiątych, ale szczerze mówiąc najczęściej wracam do tej płyty jako całości i cały czas mogę jej słuchać bez znudzenia.

3 komentarze:

  1. Bez przesady.
    Najlepszą płytą jaką nagrali, jest, był, i niestety będzie, KING.
    A t płyta to bardzo zalatuje Stonsami, bym powiedział, że śmierdzi ohydnie.

    OdpowiedzUsuń
  2. A mnie najbardziej podobał się Prymityw i co? I nic. Każdy ma swój gust. A o tych jak wiadomo się nie dyskutuje. Na późniejszych wydawnictwach Muńka i spółki też znajdowałem kawałki, które - przynajmniej w moim odczuciu - były co najmniej dobre.

    OdpowiedzUsuń
  3. Co się komu podoba, lub nie podoba, to inna para kaloszy. Obiektywnie rzecz ujmując najlepszą płytą jaką nagrali jest płyt King. Tak sądzi zespół, fani, krytycy muzyczni itp itd.
    O płycie King, min o tym jak to Muniek sprzedał tą płytę, za walizkę pełną banknotów, można posłuchać tutaj:

    http://www.polskieradio.pl/6/244/Artykul/258231,Krolewska-plyta-TLove

    OdpowiedzUsuń